Zrobiony w konia przez projektantke
Dzisiaj korzystając z dnia wolnego wybrałem się do starostwa dowiedzieć się co z moim wnioskiem o pozwolenie. Ponad miesiąc już czekam więc spodziewałem się że na dniach dostanę pozwolenie. To czego się dowiedziałem sprawiło że krew mi się zagotowała. Okazało się że projektantka która mówiła że wniosek już złożyła mnie okłamała. Nic do starostwa nie wpłynęło, a gdy się tak stanie powinienem dostać informację o wszczęciu postępowania (chociaż o tyle jestem teraz mądrzejszy). Miesiąc wcześniej zaliczkę pani wzięła (chyba za dużo dałem) naściemniała mi że już wszystko gotowe i tylko czekać mam na pismo. Oczywiście jak wróciłem do domu natychmiast zadzwoniłem do pani. Telefonu nie odbierała. Dopiero za którymś razem odebrała jej koleżanka z pracy chyba więc gdy powiedziałem że chce z nią rozmawiać musiała podejść. Wmiare spokolnym ale podniesionym głosem mówię że wniosek nie został złożony i pytam się co się dzieje. Tłumaczenie pani mgliste. Zmieniły sie przepisy i cos tam .... ble ble ble bo nawet mi się nie chciało tego słuchać. Mówię że ponad miesiąc czekam i jeśli coś się zmieniło to mogła do mnie zadzwonić i powiedzieć, na co stwierdziła że nie pomyślała o tym ( w tym momencie nie wiedziałem czy sie śmiać czy płakać). Ja prowadząc firmę jeszcze nigdy nikogo w konia nie robiłem. Jak mówiłem że coś zrobie to robiłem. A jeśli się ktoś na czymś nie zna lub nie potrafi to niech się za to nie bierze. A może myślała że zapomniałem już obudowie :) Ostatecznie stanęło na tym że wniosek ma być złożony w przyszłym tygodniu. Tym razem będe bardziej czujny i zadzwonie do starostwa się zapytać. Mam tylko nadzieję że przebrnę ten początkowy etap załatwiania papierów. Teraz sobie pomyślałem że stawianie domów to pikuś w porównaniu z tym co trzeba przejść zanim się zacznie ten dom stawiać.